Nazwisko Stachura to jedno z tych, które wręcz onieśmiela odbiorcę w momencie obcowania z jego dziełami. Narosło wokół niego ogrom przekonań i legend. Nie bez powodu oczywiście, wszak Edward Stachura to nie tylko niezwykle utalentowany poeta, tłumacz, malarz, podróżnik i prozaik, którego utworów uczymy się w szkole, lecz przede wszystkim człowiek pełen sprzeczności, swojego bólu. Zmarł tragicznie w wieku zaledwie 43 lat.
Czy dusza artystyczna to dusza przeklęta?
Edward Stachura odebrał sobie życie 24 lipca 1979 roku. Jego twórczość pełna dramatyzmu, pesymizmu i poszukiwania sensu istnienia dla wielu mogła być już zapowiedzią tragedii. Jednak te nazywamy tragediami dopiero po fakcie, nikt nie jest w stanie ich przewidzieć. Jego dzieła ukazywały konflikt wewnętrzny między uwielbieniem dla świata i życia i odrazy dla obecnej cywilizacji wojennej i powojennej, w której miał nieszczęście się urodzić. Niektórzy mówią, że był zbyt wrażliwy i zbyt inteligentny, by po prostu zamknąć oczy i trwać w rzeczywistości. Potrzebował wyrwać się od tych sprzecznych uczuć.
„Życie to nie teatr”, ale każdemu człowiekowi potrzebna jest widownia.
Artyści, ludzie intelektualni bardzo często czuja się wyobcowani. Rodzina mówi otwarcie, że był on samotnym człowiekiem. Bliscy nie byli dla niego partnerami intelektualnymi, nie byli w stanie nadążyć za jego rozwojem. Niewielu kolegów poetów było w stanie. Edward Stachura był człowiekiem bardzo samotnym. Mimo ludzi kochających jego twórczość nie miał obok siebie nikogo, kto mógłby okazać mu bezwarunkową akceptację.